Kto rozdaje dzieciom prezenty?

13:51 Gosia Komentarzy: 2


W niektórych krajach dzieci otrzymują podarunki w Mikołajki oraz w Wigilię Bożego Narodzenia, w innych bardziej popularny jest przełom starego i nowego roku czy Święto Trzech Króli. Jednym prezenty przynosi Święty Mikołaj, innym – Dziadek Mróz, a jeszcze innym bardziej „egzotyczne” postacie, takie jak... latająca na miotle Befana.

Świętego Mikołaja, czyli poczciwego staruszka z długą, siwą brodą znają dzieci na całym świecie. To zdecydowanie najbardziej popularna postać związana z tradycją obdarowywania dzieci prezentami. W większości krajów wygląd sympatycznego staruszka jest bardziej zbliżony do krasnala niż biskupa Miry, który był pierwowzorem świętego. Znakiem firmowym Świętego Mikołaja jest nie tylko długa broda, ale i charakterystyczny strój: czerwony płaszcz obszyty białym futrem, czerwone spodnie, czerwona czapka z białym pomponem, czarny pas ze złota klamrą i czarne buty z cholewami. Obowiązkowym atrybutem Mikołaja jest oczywiście wypełniony prezentami worek, przewieszony przez ramię i dźwigany na plecach.

Na świecie Święty Mikołaj znany jest pod różnymi imionami, np. Weinachtsmann albo Der Heilige Nikolaus w Niemczech czy Julemanden w Danii. W ostatnią sobotę listopada do wybrzeży Holandii na statku parowym przybywa co roku Sinterklaas. Jego nadejście jest transmitowane w mediach na żywo, co pokazuje, jak ważne jest to wydarzenie w życiu lokalnej społeczności. Zamiast stada reniferów Sinterklaas ma swojego wiernego konia Schimmela. Nosi tradycyjny strój biskupi, czyli białą albę przewiązaną sznurem, długi czerwony płaszcz, stułę, a na głowie mirtę. W ręku trzyma laskę. Towarzyszy mu grupa Czarnych Piotrusiów, znanych również jako Zwarte Pieten. Podczas podróży śpiewają, grają na instrumentach, żonglują, a napotkane na swojej drodze dzieci częstują ciasteczkami zwanymi „pepernoten”. Noszą kolorowe stroje i śmieszne czapeczki z piórkiem. Dłonie i twarze mają pomalowane na (ma się rozumieć) czarno.

W Austrii pomocnikami Świętego Mikołaja są Krampusy. Nie są to jednak postacie przyjazne, wręcz przeciwnie: są odrażające. Ich ciało pokrywa grube futro, a na twarzy noszą upiorną maskę z rogami. Na terenie Islandii dzieciom bardzo często Mikołaj rozdaje dzieciom prezenty w towarzystwie skrzatów. Oni z kolei swoim wyglądem przypominają krasnali. Mają długie, siwe brody, czapki z pomponami, noszą grube, wełniane ubranie i worek na plecach. Czasem podpierają się kijem.

W Rosji oraz w krajach sąsiednich osobą, która obdarowuje dzieci prezentami, jest postać świecka: Dziadek Mróz. Nosi futrzaną czapkę albo uszatkę i kożuch w kolorze czerwonym, srebrnym albo błękitnym, przepasany sznurem. Prezenty zostawia pod choinką lub wręcza je dzieciom osobiście w sylwestrową noc. Podróżuje zaprzęgiem z trzech koni, a towarzyszy mu piękna pomocnica, jego wnuczka Śnieżynka. Ona z kolei ubrana jest w długi, bogato zdobiony płaszcz, obszyty białym futerkiem, czapkę oraz rękawiczki.

W Hiszpanii, a także na terenie Meksyku, bardziej popularni od Mikołaja są Trzej Królowie, czyli Kacper, Melchior i Baltazar. Ubrani w odświętne szaty królowie podróżują na wielbłądach i wkładają dzieciom prezenty do butów w Święto Trzech Króli, czyli 6 stycznia. Na tę okazję najmłodsi przygotowują dla nich trzy kieliszki sherry oraz marchewki dla ich wielbłądów. Ponadto 6 stycznia w Hiszpanii organizowane są specjalne parady uliczne, w których najważniejszymi postaciami są właśnie Kacper, Melchior i Baltazar. Trzej Królowie zazwyczaj noszą powłóczyste szaty, na głowach mają korony albo turbany.

Mimo że zarówno we Francji, Niemczech, jak i we Włoszech znana jest postać Mikołaja, to jednak warto zwrócić uwagę także na inne, lokalne postacie, które są związane ze zwyczajem obdarowywania się prezentami - są to trzy kobiety o charakterystycznym wyglądzie. Włoską Befanę można poznać po długim, zakrzywionym nosie, przewiązanej chustą lub szalem głowie oraz podartych, brudnych ubraniach. Befana lata na miotle i sieje postrach wśród niegrzecznych dzieci, zostawiając im w skarpetach czosnek albo cebulę oraz popiół. Grzecznym dzieciom rozdaje prezenty w nocy z 5 na 6 stycznia. Niemiecka Frau Berta to, podobnie jak Befana, postać odrażająca. Kobieta przypomina czarownicę, ma wielkie stopy i wchodzi do domów przez komin. Prezenty zostawia grzecznym dzieciom w różnych miejscach: na parapetach, poduszkach, schodach lub w skarpetach. Francuska Abonde to z kolei postać dobrej wróżki, która odwiedza grzeczne dzieci w czasie snu. Przygotowane prezenty rozdaje w sylwestrową noc.

* wpis sponsorowany

http://sarafis.pl

2 komentarze:

10 drobnostek, które świadczą o tym, że jesteś mamą

17:41 Gosia Komentarzy: 6


1. Nie pamiętasz, jak wygląda dno kosza na brudne ciuchy. Masz wrażenie, że pranie robisz nieustannie, a on i tak wciąż jest pełny.

2. Gdyby głównym kryterium zdobycia tytułu Master Chefa było tempo przyrządzania obiadów, zostałabyś niekwestionowanym zwycięzcą (pod warunkiem oczywiście, że w konkursie nie brałyby udziału inne matki). Do perfekcji masz opanowane gotowanie potraw z tego, co akurat znajduje się w lodówce, a cały proces zajmuje ci ok. 30 minut. Dodajmy: smacznych i zdrowych potraw.

3. Twoja torebka jakby przestała być wyłącznie twoja. Wprawdzie jest w niej twój portfel, telefon, klucze, ale jest też pampers, pieluszka tetrowa, zapasowy smoczek, tubka z musem owocowym, paczka wafelków Hipp, zagubiona w zeszłym tygodniu kredka i wymamlana ćwiartka mandarynki.

4. Twój przestał też być notatnik. Obok zapisków na wagę życia (tzn. harmonogramu realizacji zleceń) co i rusz pojawiają się nabazgrane długopisem kółka. Małe, duże, otwarte, domknięte. Kółka, kółka, wszędzie kółka. W środku twojej ulubionej książki też.

5. Jeśli ktoś śpi do 8, dziwisz mu się, jak może tak marnować cenny czas. Bo przecież tyle rzeczy można zrobić między 6 a 8! Właściwie to nawet nie pamiętasz, jak to jest spać dłużej niż do 6 (no dobra, powiedzmy, że czasem do 6.30), za to coraz częściej przekonujesz się, że można spać tylko do 5 i normalnie funkcjonować przez calutki dzień.

6. Kiedyś drażniła cię nawet najmniejsza rysa na wyświetlaczu telefonu. Teraz nawet nie zwracasz uwagi na to, że jest on pęknięty w trzech miejscach, a pokrowiec pogryziony.

7. Twój słownik równocześnie się i wzbogacił, i uległ znacznemu zubożeniu. Z jednej strony przyswoiłaś mnóstwo nowych terminów okołodziecięcych i okołorodzicielskich, ale z drugiej - odnosisz wrażenie, że nieustannie używasz tylko kilku stałych stwierdzeń, takich jak "nie wolno", "ale o co chodzi?", "na pewno nie chcesz?", "idziemy spać", "jesteś głodna?".

8. Zaczęłaś inaczej konstruować zdania. Zamiast np. pytać: "kochasz mnie?", pytasz "Lenka, kochasz mamusię?" (pół biedy, że nie pytasz: "mężu, kochasz swoją żonę?"). A już standardem jest mówienie w liczbie mnogiej: "zrobimy kupkę?", "zjemy obiadek?", "idziemy się kąpać?".

9. Marzy ci się sikanie w samotności, bez odgłosu syreny za drzwiami (czyt. dobijającego się dziecka).

10. Uważasz, że Nobla powinien dostać ten, kto wymyślił zakupy przez internet.

6 komentarze:

Książeczki z melodiami i odgłosami - nasz hit!

13:58 Gosia Komentarzy: 5


Lenka, pewnie jak każde dziecko w jej wieku, uwielbia książeczki. Generalnie wszystko, co ma okładkę, a w środku strony (niekoniecznie z obrazkami), cieszy się powodzeniem. Jednak bez dwóch zdań największym hitem są u nas książeczki z wgranymi melodiami i odgłosami. Lenka je kocha. Ja zresztą też, bo to niezła frajda (szkoda, że za "naszych czasów" takich nie było; za to teraz mogę sobie poużywać). 

Aktualnie posiadamy trzy egzemplarze. Każda z nich zakupiona gdzie indziej: szukać można w Entliczku, Auchan, Tesco. Każda kosztuje ok. 20-30 zł. W każdej też jest możliwość wymiany baterii, więc nie jest to jednorazowa zabawka. A poniżej więcej szczegółów.


"Głośna farma" wydawnictwa Olesiejuk - 14 odgłosów wsi, w tym m.in. konia, świnki, psa, kota, owcy, kozy, kaczki, kury, a nawet traktora (nie wiem czemu, ale dźwięk traktora strasznie Lenkę bawi). Na kartach książeczki oczywiście znajduje się wizerunek każdego zwierzaka, włącznie z nazwą i "funkcją". Nie są to narysowane ilustracje, lecz rzeczywiste zdjęcia. Dlaczego to takie istotne? Bo czasem grafika ponosi fantazja i koń w ogóle konia nie przypomina, a tu nie ma miejsce na inwencję twórczą. Jaki koń - każdy widzi. 


"Królewna Śnieżka", również wydawnictwa Olesiejuk - to bajka, którą czyta lektor. Każdej stronie, czyli każdemu fragmentowi bajki, odpowiada inny przycisk. Teoretycznie użytkowanie powinno wyglądać w ten sposób, że oczywiście wciska się je po kolei. Jak to wygląda przy półtorarocznym dziecku - wiadomo. Lektor ma bardzo sympatyczny głos i dobrą dykcję. Bardzo przypadła mi do gustu szata graficzna książeczki. Dostępne są w takiej wersji audio również inne bajki: "Złotowłosa i trzy misie", "Kopciuszek", "Trzy małe świnki" i "Czerwony Kapturek".


"Odgłosy nocy" wydawnictwa Yoyo Books - nie wiem czemu, ale od razu książka wpadła mi w oko. Bardzo ładna szata graficzna i miłe dla ucha odgłosy: nie jakieś dziwne skrzeczące, nieprzypominające oryginalnych (a takie czasem się zdarzają w różnych grających zabawkach). Tutaj do złudzenia przypominają autentyczne odgłosy wydawane przez zwierzęta. Jest tu wilk, sowa, świerszcz, kot, świetliki i nietoperz (wiecie, jakie odgłosy wydają świetliki albo nietoperz?). Plus również za ciekawe umieszczenie przycisków: nie stanowią one osobnego "modułu", lecz wbudowane są w rysunek.

Polecam!

G.

5 komentarze:

Jak mówi półtoraroczne dziecko?

14:26 Gosia Komentarzy: 2


Pisałam niedawno o tym, jakich słów używa Lenka. W ciągu dwóch miesięcy jej słownik się wyraźnie poszerzył, ale tym razem chciałabym się skupić nie na tym, CO mówi, ale JAK. Czyli - w jaki sposób konstruuje wyrazy i jakie głoski potrafi wymawiać. Logopedą nie jestem (mrugnięcie do Magdy), ale proces nauki języka wydaje mi się fascynujący.

Zauważyłam, że Lenka często używa początkowej bądź końcowej sylaby. W zależności więc od sytuacji i kontekstu:

pa może oznaczać - pajacyk (taki do zakładania), czapa (czapka), lampa
bu zazwyczaj odnosi się do butów
mo oznacza, że coś jest mokre (Lenka używa tego "słowa", gdy wyciągam ubrania z pralki, a ona ściska w dłoni każdy ciuch po kolei i z błyskiem w oku mówi, że jest on mo)
mi zamiast miś (choć tu raczej szkopuł tkwi w samym ś)

Trudność sprawia jej wymówienie połączeń, w których jest samogłoska i. Przykładowo:

zamiast babcia mówi babci
zamiast niania mówi nana
problem sprawia też nie ma, zamiast którego mówi ni ma 

Zastępuje jedne głoski innymi. Tutaj zdecydowanie prym wiedzie głoska l, zamiast której pojawia się j, np. Oja zamiast Ola (ale już np. czasem zdarza się powiedzieć ala, zamiast aja <- samo ala to skrót od lala).

j pojawia się też w przypadku trudniejszych połączeń, np. juja zamiast Zuzia

Nieśmiało zaczynam się dopatrywać pierwszych zdań, czy raczej prób łączenia orzeczenia z podmiotem. Zdarza jej się np. powiedzieć Ni ma mama (w sensie: nie ma mamy).

Oczywiście wielu trudniejszych głosek jeszcze nie wymawia, ale ma na naukę sporo czasu. Np. zamiast brawo jest bawo.

2 komentarze:

Słowa mogą wszystko...

09:35 Gosia Komentarzy: 1


Słowa mogą wszystko… dodawać skrzydeł, ranić, cieszyć, inspirować. Słowami przede wszystkim opisujemy rzeczywistość, w której żyjemy i otaczający nasz świat. Pomagają one w porozumiewaniu się, a czasem przeszkadzają. Nieraz zostają z nami na całe życie. Jest więc istotne, czy będą one budowały w nas siłę i radość czy smutek i zniechęcenie. Od nich bowiem w dużym stopniu zależy to, jak tę rzeczywistość odbieramy, jakie nadajemy jej znaczenie, a co za tym idzie - jak się czujemy. 

Za oknem widzę słońce. To jest czysta obserwacja: Moje oczy widzą słońce. A co wówczas dzieje się w moim umyśle?

Mogę pomyśleć sobie: 

O rety, ale upał, tego się nie da wytrzymać! 

lub

Ale dzisiaj dużo światła, to będzie dobry dzień! 

W zależności od tego, co sobie pomyślę, jaką wagę i znaczenie nadam temu, co zauważyłyśmy - takie pojawią się w nas uczucia, które pozwalają nam dojść do tego, co głębiej, co niewidoczne.

W naszych głowach nieustannie odbywa się wewnętrzny dialog, czasem przybiera on formę bezlitosnego krytyka, czasem mobilizującego trenera czy lidera. Rodzicu, słowa, które mówisz sam do siebie mają znaczenia, a nawet duże znaczenie. Mogą Cię wspierać, mobilizować, pomagać otwierać serce, ale mogą też budować mury w relacjach z innymi, wprowadzać rozdrażnienie i niepokój. Bo tak jak my mówimy do siebie - tak, być może, będziemy mówili do dziecka.

Przyjrzyjmy się następującej sytuacji. 

Dziecko, około 4 lat, bawi się zabawkami w salonie. Układa klocki, buduje drogi, tworzy miasto. Rodzic jest w pobliżu, jednak nie angażuje się w zabawę z dzieckiem. Co i rusz zerka na dziecko, by sprawdzić, czy wszystko w porządku. W pewnej chwili okazuję się, że potrzebuje ono do swojego miasta drzew i pasów dla pieszych i kreatywnie postanawia domalować farbami potrzebne rekwizyty na podłodze. Farby są w pobliżu i paluszkami malec rysuje zielone drzewa pomiędzy domami, pasy pomiędzy drogami, a nawet budę dla psa, bo przecież bardzo lubi zwierzęta. I oto tak po 10 minutach mamy podłogę w salonie w kolorowe rysunki i umorusanego malucha. Gdy rodzic to zauważa, przez jego głowę może przebiec lawina myśli, nad których pojawieniem się w tej chwili nie ma kontroli, tak samo jak nie ma kontroli nad uczuciami, które się w nim teraz pojawią.

Myśli i uczucia każdego z nas są wewnętrzną reakcja na otaczającą rzeczywistość, na to co słyszymy, widzimy i co odbieramy z otoczenia. Pojawiają się mimowolnie i niespodziewanie. Jednak, jako ludzie, obdarzeni jesteśmy świadomością i mamy możliwość wybierania, jak zareagujemy na zewnętrze bodźce. Mamy wpływ na nasze reakcje. Co więcej, możemy zdecydować, której z tych myśli nadamy znaczenie i jakie, którą z nich wybierzemy jako prawdziwą dla siebie na dany moment. I tu następuje finał tego procesu, bo w zależności od tego, w co uwierzy rodzic i czemu nada znaczenie (i jakie ono będzie) w scence opisanej powyżej, takich słów użyje w rozmowie z dzieckiem.

Rodzic ma przynajmniej 4 wybory zobaczenia tego, co zrobiło jego dziecko. Te rodzicielskie myśli są na razie tylko w głowie, lecz w zależności od drogi, którą wybierze, takie zdania sformułuje do dziecka.

Wariant 1: On zawsze tak narozrabia. Ani chwili spokoju. Stale coś wykombinuje, a ja potem muszę sprzątać. Samo utrapienie z nim. 

Wariant 2: Kiepski ze mnie rodzic. Nawet dziecka nie umiem upilnować, aby nie zniszczyło podłogi. 

Wariant 3. Hmm, ale mam kreatywne dziecko. Nie było kartki to sobie sam poradził. Pewnie w przedszkolu też sobie poradzi, gdy pojawią się przeszkody. I jednocześnie martwi mnie to sprzątanie. Jestem zmęczona i chciałabym mieć teraz trochę wytchnienia dla siebie. 

Wariant 4. Ciekawa jestem, co on sobie teraz myśli, kiedy tak maluje, jak mi o tym opowie, jakie ona nadał znaczenie temu, co zrobił? 

Jakie słowa czy czyny mogłyby popłynąć w ślad za myślami rodzica?

Wariant 1: Coś Ty zrobił? Ani na chwilę nie można Cię spuścić z oka! Zawsze coś narozrabiasz. 

Wariant 2: Zrezygnowany rodzic nic nie mówi, tylko bierze mopa i zmywa porysowaną podłogę.

Wariant 3 i 4: Kochanie, widzę, że stworzyłeś miasto: są drogi i pasy i drzewa, a nawet buda dla psa. Tak? [Tu pozostawmy miejsce na interakcję z dzieckiem, jego reakcję.] Wiesz, cieszę się, że dobrze się bawisz i jednocześnie chcę byś wiedział, iż w domu nie chcę, abyś malował na podłodze. Podłoga może się w ten sposób zniszczyć, a my chcemy mieć czystą i ładną podłogę. Jeśli nie masz kartek do malowania, poproś i ja Ci wtedy podam lub powiem, gdzie są. Co ty na to? [Tu pozostawmy miejsce na interakcję z dzieckiem, jego reakcję.] Co Ty na to, że jak skończysz malować razem zmyjemy podłogę, by było czysto? 

Dlaczego warianty 3 i 4 zostały potraktowane razem? Kontakt z własnymi potrzebami [wariant 3] buduje przestrzeń na potrzeby drugiej osoby [wariant 4]. Kontakt buduje kontakt. Oczywiście to są tylko hipotetyczne reakcje rodzica. To, co miał pokazać ten przykład, to zależność między słowami – myśli, które pojawią się w głowie rodzica i tego, jakie nada im znaczenia, a słowami, które wypowie do dziecka.

Nie ma jednej dobrej odpowiedzi czy sposobu na budowanie relacji z dzieckiem. Jest ich tyle co dzieci i rodziców. I co więcej - każdego dnia, niemal w każdej sytuacji mogą one być inne. Jak więc się odnaleźć jako rodzic w gąszczu wyzwań i sytuacji dnia codziennego, jaki podjąć wybór? 

Zatrzymaj się, weź jeden wdech i wydech, a potem drugi wdech i wydech. Dzięki temu możesz zatrzymać swoją reaktywność i działać świadomie w zgodzie z wartościami. A następnie: Zauważ myśli i słowa, które pojawiają się w Twoje głowie. Co się stało: Jakie są fakty – odłóż na bok oceny, analizy, etykiety i skup się na czystych obserwacjach, tak jakby kamera nagrywała to, co się przed Tobą dzieje. Daj uwagę swojemu ciału: zobacz, jak oddychasz, sprawdź, czy ciało jest napięte czy rozluźnione, jak układasz ręce, jaką masz mimikę twarzy. Sprawdź, co czujesz. A potem zapytaj sam siebie: Czego ja teraz potrzebuję? Co jest dla mnie teraz ważne? A nim powiesz cokolwiek do dziecka, zadaj sobie jeszcze jedno pytanie: Co było/jest teraz ważne dla mojego dziecka? Czego ono potrzebuje, czego chce dokonać?

Henry Ford powiedział: „Jeżeli istnieje jakiś jeden sekret sukcesu, to jest to umiejętność przyjmowania cudzego punktu widzenia i patrzenia z tej perspektywy z równą łatwością jak z własnej.” 

Kluczem do budowania głębokiej relacji, opartej na zaufaniu i szczerości z dzieckiem jest świadomość tego, co jest dla mnie ważne połączona z uważnością na to, co jest ważne dla dziecka. I dopiero z miejsca połączenia tych dwóch perspektyw możemy budować komunikaty, które wspierają, budują i bazują na współpracy.

A jaką Wy drogą wybieracie w tym momencie? Którym myślom pozwolicie przeważyć? Jakie widzicie konsekwencje, jeśli wybierzecie wariant 1, 2, 3 czy 4?

Autorki: Joanna Berendt, Magdalena Sendor

Tekst opublikowany dzięki uprzejmości Fundacji Rodzice Przyszłości

1 komentarze:

10 pomysłów na prezent dla półtorarocznej dziewczynki

13:57 Gosia Komentarzy: 9


Lenkowe gusta są nieprzewidywalne. Zabawkę, którą kupię z drżącymi od podekscytowania rękami, nieraz po pobieżnych oględzinach rzuca w kąt. Inną, którą kupię przy okazji, będąc np. na poczcie, bawi się z wypiekami na pucusiach. Zdaję sobie też sprawę z tego, że to, co lubi Lenka, niekoniecznie sprawi frajdę innemu dziecku. Ale na podstawie jej preferencji pokusiłam się o stworzenie krótkiej listy z pomysłami na prezent dla półtorarocznej dziewczynki.

1. Wózek dla lalek (plus lalka oczywiście)

Wózek Lenka dostała w prezencie na roczek. Ale musiał się wyleżeć i kurzyć przez pół roku, zanim na dobre się nim zainteresowała. Teraz wiem, że z wózkiem trzeba się po prostu wstrzelić w odpowiedni czas (czyt. wiek). A ukończenie 18. miesiąca życia jest właśnie tym czasem. Lenka z namaszczeniem i niezwykłą troskliwością układa w nim lalę, przykrywa ją kocykiem i wozi po mieszkaniu. Czasem przy tym przykłada swój paluszek do ust i dźwiękiem "ćsiiiii" daje mi znak, że mam być cicho, bo lala właśnie śpi (co zdarza jej się dodatkowo potwierdzać słowem "[ś]pi").

2. Książeczki z naklejkami i książeczki z odgłosami

Lenka jest fanką książek, co niebywale mnie cieszy. Uwielbia je przeglądać. Nieważne, jaka to książka, ważne, że książka. Co nieraz skutkuje tym, że ściąga z regału opasłe tomisko, np. "Polszczyzna na co dzień" i z ogromną uwagą przegląda. Zdecydowanie największą popularnością cieszą się u niej książki z odgłosami (np. "Głośna farma" wydawnictwa Olesiejuk), ale chętnie "czyta" także bardziej klasyczne losy Kici Koci czy Zuzi. Ale, ale - hitem nad hitami są książeczki (czy raczej zeszyty) z naklejkami (przeważnie nabywane przeze mnie właśnie na poczcie). Jeśli nie wiem, czym zająć Lenkę, naklejki ZAWSZE okazują się wybawieniem.

3. Flamastry do rysowania po wannie

Ostatnio trochę popadły w niełaskę, ale przez kilka dobrych tygodni skutecznie zapewniały Lence rozrywkę podczas kąpieli (my mamy takie). Po kąpieli wanna wyglądała dość dramatycznie, ale rysunki można łatwo zetrzeć za pomocą gąbki.

4. Koń na biegunach

Czy raczej pluszowy fotelik w kształcie konia, umieszczony na biegunach (o, coś takiego - sprzedawcy nie znam, podaję jako przykład). On też zagościł u nas po imprezie z okazji roczku, ale początkowo stał nieużywany. Teraz Lenka go sama wyciąga na środek pokoju, dosiada i buja się. A wczoraj stanęła przed nim, przytuliła swoją główkę do jego łba i tak stała przez chwilę.

5. Drewniane układanki

Naprawdę ciekawa propozycja dla dziecka, które jest jeszcze trochę za małe na układanie puzzli. Dostępne są w różnych wariantach tematycznych i o zróżnicowanej liczbie elementów. Na początku Lenka miała taką, teraz w mgnieniu oka układa taką, która składa się z większej liczby zwierzątek.

6. Drewniane klocki

Dlaczego akurat drewniane? Bo klasyczne plastikowe z wypustkami to jeszcze za trudne wyzwanie. Drewniane "bezwypustkowe" klocki to zdecydowanie lepsze rozwiązanie, przynajmniej na chwilę obecną. A radość, jaką ma Lenka, kiedy uda jej się ułożyć wieżę z kilku klocków, chwyta mnie za serce.

7. Karty obrazkowe

Ostatnio w nasze ręce wpadły karty obrazkowe. Dostępne są różne, ale my akurat mamy te. Nie jest to jednak zabawka, którą można dać dziecku z zamysłem "a niech się bawi, ja się czymś innym zajmę". Jest to zdecydowanie zabawa dla dwóch osób. Lenka podaje mi karty, ja mówię, co na nich jest i układam po kolei na kanapie. Kiedy już wszystkie leżą przed Lenką, zadaję jej różne pytania, np. "gdzie jest krówka?", a kiedy ją pokaże, pytam "jak robi krówka?". Bardzo fajny pomysł na wspólne spędzenie czasu.

8. Tablica kredowo-magnetyczna

Czyli tablica z jedną powierzchnią, po której można rysować kredą, i z drugą, magnetyczną, na której układać można napisy z literek-magnesików (np. taka). Na razie Lenka używa tej pierwszej powierzchni. W jednej rączce trzyma gąbkę, w drugiej - kredę. Rysuje, ściera, rysuje, ściera, zjada kredę, rysuje, ściera.

9. Pianinko z melodiami

Pianinko mamy już od daaawna, dokładniej takie z odgłosami farmy i różnymi melodiami. Po krótkiej przerwie powróciło do łask. Teraz jako źródło skocznych piosenek, do których Lenka może tańczyć.

10. Blok rysunkowy i kredki (lub długopis)

Na koniec zabawka najbardziej ekonomiczna, ale i najskuteczniej zajmująca dziecko. Co ciekawe, Lenka nie przepada za rysowaniem kredkami, woli zwykłym długopisem. Czasem rysuje coś sama, czasem domaga się, żeby narysować jej pieska, kotka, mamę czy tatę (po kilkunastu latach musiałam przypomnieć sobie, jak w ogóle rysuje się takie rzeczy - jak widać, zajęcie rozwija nie tylko dziecko, ale i rodziców).

9 komentarze: