Antoś, kopnij mamę!

15:06 Gosia Komentarzy: 7

Puk, puk.

Albo mi się wydaje, albo faktycznie ktoś dobija się od środka. Przykładam dłoń.

Puk, puk.

O Chryste. To to. To, czyli pierwsze - a przynajmniej pierwsze odczuwalne - ruchy.

Chwytam za telefon i obdzwaniam mamę i teściową. Myślałam, że to ja się ucieszyłam, ale radość mojej rodzicielki zakrawa wręcz o szaleństwo.

Od kilku dni czuję nieśmiałe zaczepki ok. godziny 9 i 22. Wysilając wzrok, zaczynam nawet dostrzegać drobne wybrzuszenia w miejscu, w którym Antoś mnie szturcha.

Przyznam, że trochę żal mi mojego Pe. Siada wieczorem przy mnie i z pełną koncentracją wpatruje się w brzuch. Nie pomagają nawet zachęty z jego strony: "Antoś, kopnij mamę!". Antoś kopie, kiedy chce. Zwykle wtedy, gdy tata akurat nie patrzy. Rośnie nam mały łobuz.

G.

7 komentarze:

Widziałam siusiaka!

10:30 Gosia Komentarzy: 6

Synuś, będzie synuś!

Na wczorajszej wizycie pani dr sprawnie wyszukała na USG dowód główny w postaci siusiaka. Jest, widziałam na własne oczy. Zaskoczenia wielkiego nie było, bo już na USG po pierwszym trymestrze (w 12. tygodniu) ewidentnie widziałam, że coś wisi. Choć dr wykonujący badanie milczał jak zaklęty, czułam, że to będzie chłopiec.

Na podstawie wczorajszego podglądu USG mogę podejrzewać, że:
Będzie ćwiczył jogę. Nawet pani dr zaskoczona była, jak sprawnie założył sobie obie nogi za głowę.
Będzie leniuchem. Po kilku minutach badania i próbach rozruszania go, ziewnął i popatrzył na nas z wyrzutem, że go budzimy (tak, tak, popatrzył! przekręcił swoją główkę w naszą stronę i wymownie spojrzał).
Będzie filozofem. Nieustannie drapał się po głowie. Z pewnością więc rozmyślał już nad zagadkami wszechświata.
Będzie miał zadarty nosek. Tak przynajmniej pani dr wywnioskowała.

Mój synuś będzie więc spokojnym, zrównoważonym myślicielem, praktykującym jogę (sama jestem ciekawa, czy moje przypuszczenia się sprawdzą).

A imię jego będzie Antoś.

G.

6 komentarze:

Marzenia o tyciu

21:20 Gosia Komentarzy: 6

Jak co rano, staję na wadze. Z duszą na ramieniu, zaciśniętymi kciukami i zamkniętymi oczami. Proszę, proszę, proszę. Chociaż pół kilo w górę. Tak bardzo proszę. Cholerka! Nie przytyłam.

W pierwszym momencie można pomyśleć, że coś tu nie halo. Jak to - kobieta i chce przytyć? Trzeba dodać - kobieta w ciąży. Dodam jeszcze - ja w ciąży. Nigdy nie myślałam, że będę wkraczać na wagę z nadzieją, że przybyło mi tu i ówdzie.

Historia mojej ciążowej wagi jest dość skomplikowana. Najpierw po przebojach z mdłościami schudłam 2 kg. Gdy już prawie udało mi się nadrobić straty, przeziębiłam się (patrz wpis niżej) i dobry apetyt szlag trafił. Znowu schudłam 0,5 kg. I tak kręcę się w kółko i nawet nie mogę wrócić do wagi sprzed ciąży.

Prawdę mówiąc, może by mnie to tak nie dręczyło, gdyby nie zbliżająca się (czwartkowa) wizyta kontrolna. Już oczami wyobraźni widzę, jak na pytanie o to, ile ważę, odpowiadam: "tyle samo, co miesiąc temu". Albo pani dr beznamiętnie wpisze wynik do karty ciąży, albo czeka mnie opiernicz.

Trzymajcie kciuki za to pierwsze.

G.

6 komentarze:

Przeziębienie w ciąży to niefajna rzecz

14:27 Gosia Komentarzy: 7

Ogólnie przeziębienie to dość upierdliwa kwestia, nawet jak w ciąży się nie jest. W stanie błogosławionym jednak dolegliwość ta staje się wyjątkowo dokuczliwa. Powód jest prosty: liczba środków, którymi można się poratować, jest znacznie uszczuplona. A że jestem przeziębiona już drugi raz od początku ciąży, to wiem, o czym mówię.

Leżę więc i sapię. Z nadzieją sięgam po leki polecone przez ginekolog jako bezpieczne w ciąży. Dodam - homeopatyczne leki. Jak tak dalej pójdzie, to dołączę do grona zaciekłych przeciwników homeopatii, bo efektów nie ma żadnych. Nos zatkany, w gardle pali. Próbuję się kurować domowymi metodami: popijam herbatę z miodem i cytryną, wodę z sokiem z pigwy. Na katar to jednak nie pomoże, cudów nie ma. Jedyne, co jako tako pozwala mi oddychać, to inhalacje z szałwii, rumianku i Amolu.

Oby ten tydzień jak najszybciej minął...

G.




7 komentarze:

Ciążowe gacie też mogą być sexy!

16:44 Gosia Komentarzy: 5

Zwykle perspektywa zakupów wywołuje u mnie lekki dreszcz podekscytowania. Kiedy jednak przyszła pora na nabycie ciążowych spodni (brzuch coraz większy!), przyznam, że wpadłam w minipanikę. Przyzwyczajona do noszenia raczej obcisłych spodni-rurek, oczami wyobraźni widziałam ogromne gacie, na które będę skazana przez kilka najbliższych miesięcy (a może i dłużej, bo nie wiadomo, czy od razu po porodzie w magiczny sposób odzyskam dawną figurę).

Z duszą na ramieniu weszłam więc do sklepu z odzieżą ciążową. Niepewnie skierowałam się ku półkom z dżinsami. Kiedy już miałam uciec w popłochu, uświadomiłam sobie, że żadnych gigapantalonów nie widzę. Ujrzałam za to moje ukochane rurki. Szybko więc chwyciłam je w ręce i pobiegłam do przymierzalni. A tu cud! Spodnie jakby szyte na miarę. Idealny fason, idealna długość, idealny odcień. Jedyne, co odróżniało je od standardowych dżinsów, to pas materiału, który zakłada się na brzuch.

Dzisiaj po raz pierwszy założyłam mój nowy nabytek na mój stary tyłek. Patrzę z jednej strony, patrzę z drugiej. Kurczę, wyglądam naprawdę nieźle. Pokusiłam się nawet o autokomplement wypowiedziany w obecności mojego Pe (choć szkoda, że nie przez niego), że czuję się jak sexymama. A że pas sięga mi po sam biust? Ku mojemu zaskoczeniu nie powoduje to u mnie żadnego dyskomfortu czy myśli w stylu: "gruba baba się ze mnie robi", lecz pewnego rodzaju wzruszenie i czułość. Chęć nieustannego głaskania brzucha jeszcze bardziej się u mnie wzmogła.

Zakupy to jednak cudowna rzecz, również (a może szczególnie) w ciąży.

G.


5 komentarze:

Kaczy chód i głaskanie brzucha

10:49 Gosia Komentarzy: 6

Idę. Idę. Idę. Nagle dociera do mnie, że przestałam poruszać się jak normalny człowiek, lecz mój chód zaczyna przypominać... kacze człapanie. O co chodzi? Brzuch niby trochę urósł, ale nie aż tak bardzo, żeby przesunąć mój środek ciężkości. To chyba moja podświadomość robi sobie ze mnie jaja. Bo skoro jestem w ciąży, to chyba powinnam chodzić jakoś inaczej. A może ja chcę chodzić jakoś inaczej, żeby wszyscy widzieli, że jestem w ciąży?

Inna sytuacja. Robię herbatę. Gotuję obiad. Czytam książkę. Przechodzę z pokoju do pokoju. Cokolwiek. Ni stąd, ni zowąd, orientuję się, że przynajmniej jedna dłoń nieustannie spoczywa na brzuchu.

Ostatnio więc wyglądam jak człapiąca kaczka, która ciągle głaszcze swój lekko zaokrąglony brzuch.

I doskonale się z tym czuję.

G.

6 komentarze:

W końcu!

17:34 Gosia Komentarzy: 7

W końcu budzę się pełna energii o 7, zamiast o 10.

W końcu ze smakiem zjadam śniadanie i popijam je zieloną herbatą, zamiast raczyć się herbatnikiem i łykiem wody.

W końcu mogę snuć plany na kolejne dni, nie zastanawiając się, czy aby na pewno dam radę gdziekolwiek się ruszyć.

Jednym słowem: w końcu czuję, że zaczął się drugi trymestr.

Alleluja!

G.

7 komentarze: