Na półmetku ciąży
Dotarłam na półmetek ciąży. Teraz będzie już tylko bliżej niż dalej. W głowie mi się to nie mieści, naprawdę. Mam wrażenie, jakbym zaledwie miesiąc temu robiła test ciążowy. Jak to możliwe, że w drugiej ciąży czas tak nieubłaganie pędzi? Może dlatego że już jest jedno dziecko, które absorbuje całą uwagę i nie ma czasu na powolne i uważne kontemplowanie rosnącego brzucha.
A brzuch rośnie i rośnie. Choć wagowo przybrałam niewiele, bo zaledwie ok. 1,5 kg, to brzuszek powiększa się z każdym dniem. Już trzech lekarzy potwierdziło, że mieszka w nim chłopiec. Zakładam, że trzech lekarzy mylić się nie może, więc raczej powinna mnie ominąć taka niespodzianka jak w pierwszej ciąży. Mąż podrzucił pomysł, żeby synek miał na imię Bartuś (Bartosz, nie Bartłomiej). Spodobało mi się (a babcia na punkcie tego imienia już oszalała), więc pewnie tak zostanie.
Bartuś waży 30 dag i coraz śmielej sobie w brzuchu poczyna. Choć jego ruchy czuję o wiele słabiej niż ruchy Lenki, a wszystko przez to, że łożysko jest na przedniej ścianie, więc nieco tłumi kopniaki. Delikatne kopnięcia odczuwam więc głównie po bokach, zazwyczaj ok. 6-7 i 20-21. Wg USG połówkowego z Bartusiem jest wszystko w jak najlepszym porządku, więc oby tak dalej. Termin porodu wg USG to 3 września.
Czuję się nieźle, powiedziałabym wręcz, że naprawdę dobrze. Mdłości trzymały mnie dość długo, ale w końcu ustąpiły ok. 17. tygodnia. Mimo to apetyt nie jest jakiś oszałamiający. Jem tyle, co zawsze, specjalnych zachcianek też raczej brak. Jedyna uciążliwość, która mi obecnie dokucza, to okropna "męczliwość". Wystarczy, że zrobię kilka kroków i już serce zaczyna mi walić i sapię jak lokomotywa. Odnoszę wrażenie, że w pierwszej ciąży i sił, i energii miałam dużo więcej.
A to mój brzuszek. Zdjęcie jest z 18. tygodnia, więc od tego czasu już mu troszkę przybyło.
8 komentarze: