6 rzeczy, których mi brakuje, odkąd zostałam mamą
Spokojnego posiłku. W rodzinie słynę z tego, że zawsze kończę jeść ostatnia. Kiedy zbierane są puste talerze, ja zwykle jestem gdzieś połowie konsumpcji. A raczej byłam. Odkąd mamy dziecko, nasze wspólne posiłki nabrały tempa i towarzyszy im intensywna konwersacja. "Ej, weź patrz na nią". "No patrzę przecież". "Co ona tam znalazła? Weź jej to!". Aż w końcu następuje kapitulacja: "Ech, to najpierw ty zjedz, ja się nią zajmę".
Czasu na czytanie książek. Teoretycznie mogłabym czytać wieczorem, gdy wszystkie grzeczne Lenki dawno już śpią. Problem w tym, że nie mam siły. Padam ze zmęczenia i jedyne, na co mam ochotę, to oglądanie z Pe Breaking bad. Efekt jest taki, że w kolejce czeka pięć pozycji, które bardzo chciałabym przeczytać, ale bardzo nie mam kiedy.
Snu. Sprawa oczywista. Początkiem stycznia cieszyłam się, że Lenka zrezygnowała z nocnych pobudek na karmienie. Spokój był przez tydzień. Pobudki na butlę zastąpiła pobudkami na ząbkowanie, siadanie i stawanie przy ścianie. Dotychczasowe kryterium rozpoczęcia rozmyślań nad drugim dzieckiem zamieniłam z "założę firmę i chwilę popracuję" na "zacznę się wysypiać, powysypiam się z miesiąc i wtedy się zastanowię". Jak myślicie, wyrobię się z drugim dzieckiem, zanim Lenka pójdzie na studia?
Randek. Kina, dobrze wysmażonego steka zjedzonego w tempie slow (patrz wyżej) w Jeff'sie i innych dotychczasowych atrakcji we dwójkę bez konieczności opracowywania strategii wyjścia na miesiąc przed. Ewentualnie atrakcji dla całej trójki bez natrętnego zastanawiania się, czy Lenka będzie bardzo płakać w foteliku czy tylko trochę (czy może znowu zwymiotuje, a co za tym idzie - ile zapasowych ubranek powinnam zapakować), czy wystarczy jedna butelka i czy w ogóle uda nam się odpocząć, nieustannie próbując ją zabawiać.
Normalnego planu dnia. Macierzyństwo całkowicie zmienia sposób postrzegania czasu. Zamiast układać plan dnia według godzin, jak to robią normalni ludzie, matka rozplanowuje wszystko, posługując się terminami: przed drzemką, po drzemce, po kaszce, przed obiadkiem, po kąpieli. Matka matkę zrozumie. Gorzej, gdy ww. terminy pojawiają się w rozmowie z kimś bezdzietnym. Wówczas trzeba się przestawić na stary tryb i spróbować określić, czy "po kaszce" nastąpi ok. 9 czy bliżej 10.
Ubrań bez plam. Macierzyństwo wyleczyło mnie z perfekcjonizmu. Kiedyś wystarczyła najdrobniejsza plamka, żebym zmieniała cały outfit. Teraz po całym dniu wyglądam, jakby mnie ktoś chwycił za ręce i przetargał po błocie. No dobra, trochę przesadzam, ale tylko trochę. Na szaleństwa w postaci jasnej bluzki pozwalam sobie tylko od święta.
23 komentarze: