Odważ się i opuść swoją strefę komfortu. Ja tak zrobiłam

18:46 Gosia Komentarzy: 6


Nie jestem osobą, która lubi robić wokół siebie szum. Wręcz przeciwnie. Jako rasowa introwertyczka cenię raczej spokój. Nie przepadam za byciem na świeczniku. Wystąpienia publiczne to coś, co ze wszystkich stresujących mnie rzeczy stresuje mnie najbardziej. Kiedy więc otrzymałam maila z pytaniem, czy byłabym zainteresowana udzieleniem wypowiedzi do artykułu o macierzyństwie, zastanawiałam się dłuższą chwilę. "Wprost" to nie lokalny tygodnik, który czyta tylko pani z warzywniaka i miejscowy fryzjer. Wahałam się więc, czy faktycznie chcę się w nim pojawić.

Ok, spróbuję - tak postanowiłam. Dwa dni później zadzwoniła dziennikarka i przeprowadziłyśmy sympatyczną rozmowę o tym, co dla mnie oznacza bycie dobrą matką. Uff, chyba poszło nieźle. Ale kiedy pod koniec usłyszałam: "to wysyłam do pani fotografa", poczułam ścisk w żołądku. "Jak to fotografa? Do mnie fotografa?", zadrżałam. Że niby moje zdjęcie pojawi się w artykule?

Dzień przed sesją to był chyba najbardziej stresujący dzień w tym roku. Mąż pocieszał: "Przecież to tylko zdjęcie. Jak nie wyjdzie, zrobi kolejne". Niby tak, ale i tak denerwowałam się strasznie.

Dziś wiem, że było warto. Nie, nie chodzi mi o to, że zostałam nagle zasypana intratnymi propozycjami. Było warto z innego powodu. 

Znacie to niesamowite uczucie, kiedy podejmujecie wyzwanie, które początkowo wydaje się być ponad wasze siły? Kiedy nachodzi was myśl: "a niech to, spróbuję, raz się żyje" i idziecie do przodu, gryząc paznokcie ze zdenerwowania, ale idziecie. A potem ta ulga, kiedy jest już po wszystkim i pojawia się kolejna myśl: "kurczę, zrobiłam to, naprawdę to zrobiłam i się udało!". Niemal fizycznie czujecie, jak rosną wam skrzydła.

Znacie? Na tym właśnie polega opuszczenie swojej strefy komfortu. Jeśli w niej utknęłyście, spróbujcie się wyrwać, bo naprawdę warto.




6 komentarze:

5 stwierdzeń, których raczej wolałaby nie słyszeć kobieta starająca się o (drugie) dziecko

15:30 Gosia Komentarzy: 7

niepłodność wtórna


1. Wyjedźcie gdzieś, a na pewno się uda. 

Nieustannie raczona jestem opowieściami o tym, jak to pewna para starała się o dziecko latami, dziesiątki odwiedzonych lekarzy, setki zrobionych badań i... nic. Aż tu nagle, podczas wakacyjnego wyjazdu, ni stąd, ni zowąd poczuli zew natury, który zaowocował dwoma kreskami na teście. OK, super. Ale w takiej sytuacji zawsze zastanawiam się - co mi z wyjazdu, który wypadnie w dni całkowicie niepłodne? Z jednej strony wszyscy radzą, żeby rzucić w kąt kalendarzyk i iść na żywioł, a z drugiej - trzeba też mniej więcej wiedzieć, kiedy na ten żywioł pójść. I całą spontaniczność diabli biorą.

2. Wyluzuj. Stres tylko przeszkadza.

Mówienie kobiecie starającej się o dziecko, żeby przestała o tym myśleć, to jak mówienie, żebyś przestał/-ła myśleć o tym różowym słoniu z żółtymi skrzydełkami, który właśnie wleciał do twojego pokoju. Niełatwo, prawda? Nie da się, po prostu się nie da.

3. Krótko się staracie, macie jeszcze czas.

Kolejna próba pocieszenia, z którą często się spotykam. "Staracie się dopiero X miesięcy, tamci to się 10 lat starali!". Wszystko super, rozumiem intencje i doceniam. Ale w jaki sposób miałoby to mnie pocieszyć? Bo perspektywa, że starania o dziecko potrwają kilka lat, wcale nie pociesza, a wręcz stresuje, co sprowadza nas do punktu 2.

4. Przynajmniej macie już jedno dziecko.

To prawda, mamy już jedno dziecko. I rozumiem dramat par, które latami starają się, żeby chociaż to jedno mieć. My jesteśmy szczęściarzami, bo jest Lenka. Cudowna, zdrowa (tfu, tfu), idealna. Ale to właśnie DLATEGO, że już mam jedno dziecko, chcę mieć kolejne. Bo niezwykle frustrująca jest myśl, że miałabym nie przeżyć ponownie tego niezwykłego doświadczenia, jakim jest ciąża i wszystko, co z nią związane.

5. To kiedy drugie?

Wiem, że ktoś, kto o to pyta, nie ma złych intencji, wiem, że kieruje nim zwykła ciekawość, ale takie pytanie boli i smuci. Mój apel: jeśli ktoś ma jedno dziecko, nie dopytujcie, kiedy kolejne, bo może właśnie ten ktoś usilnie stara się o to kolejne i nie wychodzi. My właśnie jesteśmy na takim etapie: Lenka skończyła 2 lata, więc nieświadome niczego otoczenie zwykle żartobliwie rzuca, że pora na drugie. Na razie równie żartobliwie staram się odpowiadać. Ale podejrzewam, że jeszcze kilka miesięcy i zacznie mi brakować cierpliwości do obracania wszystkiego w żart...


7 komentarze:

Jak mówi dwulatek?

15:06 Gosia Komentarzy: 6


Jako osobę zawodowo związaną z literkami, niezwykle fascynuje mnie rozwój mowy Lenki. Kiedy patrzę na wpis sprzed pół roku, nie mogę wyjść z podziwu dla dziecka. Bo ten ogrom wiedzy i umiejętności, jaki potrafi przyswoić w zaledwie kilka miesięcy, jest naprawdę niebywały.

Największym osiągnięciem Lenki ostatnich ok. 2 miesięcy jest bez wątpienia łączenie wyrazów. A z tego łączenia wyrazów, gdy w parę zostanie dobrany podmiot i orzeczenie, wychodzą już pierwsze proste zdania.

Przykład połączeń:

nie mieści niunia/dziadziu/misiu! - czyli że ktoś/coś nie mieści się na łóżku/huśtawce/ławce
kukać z nianią - huśtać się na huśtawce z nianią
pąkaś z tatą - kąpać się z tatą
ktoś/coś śpi/idzie/je/toi/lezi (stoi/leży)
daj niuni!
babci doni - dzwoni babcia
pole z mamą - jak na krakowiankę przystało, Lenka mówi na pole

Kolejne osiągnięcie to odmienianie rzeczowników. Lenka doskonale wie, kiedy powiedzieć z mamą, kiedy mamy, a kiedy mamo. Niektóre głoski zastępuje jeszcze innymi, np. zamiast woda jest goga, Pałeł zamiast Paweł).

Powtarza dosłownie wszystko, co usłyszy, nowe słowa przyswaja więc w błyskawicznym tempie. Nie liczyłam, ale myślę, że wymawia co najmniej 200 słów. Niektóre są jeszcze trochę zniekształcone, a sylaby w nich poprzestawiane, jak wymienione powyżej pąkaś, czyli kąpać, kukać, czyli huśtać, bądź pija, pija (koniecznie powtórzone) - pisać, jeje taś - jeszcze raz (jedno z ulubionych stwierdzeń).

Coraz bardziej rozwijają się też umiejętności matematyczne. Lenka liczy po kolei do 10, choć zdarza jej się przeskoczyć, np. z 5 od razu na 8. Tak w ogóle to nie wiem, co w sobie ma ósemka (oem), ale to zdecydowanie ulubiona cyfra Lenki. Rozpoznaje niektóre cyfry, gdy zobaczy np. w książeczce czy na zegarku. Na razie najlepiej idzie jej ze wspomnianą ósemką oraz czwórką.

Lenka uwielbia też śpiewać. Dotychczas na topie było "Pani Janie" (Panie Janie, Panie Janie, ano tań, ano tań!), teraz ćwiczy "Wlazł kotek na płotek" i potrafi zaśpiewać już prawie całą piosenkę, choć czasem przyjmuje to formę "(niezrozumiałe, niezrozumiałe) niedugaaa, niekótkaaaa (niezrozumiałe, niezrozumiałe) jeje taaaaś".


6 komentarze: