Chodzi!

08:12 Gosia Komentarzy: 13

Pierwsze kroczki postawiła 9 lutego. Od tego momentu szlifowała swoje umiejętności, żeby teraz chodzić, gdzie i kiedy ma tylko ochotę.

Tadaaam!

13 komentarze:

Jak przetrwać połóg?

12:11 Gosia Komentarzy: 6


Nawiązując do postu o tym, co zaskoczyło mnie w czasie połogu, i mając świadomość, że o połogu mówi się mało, za mało, postanowiłam napisać krótki poradnik surwiwalowy.

Wyluzuj. Daj sobie czas. Nie rzucaj się w wir obowiązków. Rób wyłącznie to, co konieczne, czyli zajmij się sobą i dzieckiem. Kobieta w połogu powinna być egoistką. Często spotykam się z porównywaniem porodu do przebiegnięcia maratonu. Wyobraź sobie, że bierzesz udział w prawdziwym maratonie. Założę się, że czujesz dumę z sukcesu i masz świadomość, że zasłużyłaś na porządny odpoczynek. Dlaczego więc już minutę po porodzie masz poczucie winy, że leżysz i "nic" nie robisz? Naprawdę, kobieto, wyluzuj. Odpoczynek i regeneracja po porodzie są koniecznością. Nie bez powodu powstał termin medyczny o nazwie "połóg" i nie bez powodu uznaje się, że trwa on 6 tygodni.

Butelka to nie diabeł. Nastaw się, że mogą - choć nie muszą - pojawić się problemy z karmieniem piersią. Jeśli chcesz karmić, próbuj, ale nie kosztem własnego zdrowia psychicznego. Nie udaje się? Trudno. Świat się nie zawali. Serio.

Nie odrzucaj pomocy. Połóg to nie czas na zgrywanie bohaterki. Choć sama jestem typem Zosi Samosi, to nie miałam żadnych skrupułów i po porodzie korzystałam z wszelkiej zaoferowanej pomocy.

Kup poduszkę z dziurą. Według mnie jest to absolutny niezbędnik w połogu (oczywiście tylko jeśli rodziłaś drogami natury).

Płacz. Nie tłum emocji. Jeśli chcesz płakać, płacz. Połóg to czas, kiedy możesz mieć gdzieś, co na twoje emocjonalne ekscesy powiedzą inni. Bo masz do nich pełne prawo.

Pożegnaj poczucie winy. Poczucie winy to najgorszy potwór, który żeruje na kobiecej duszy. Bo nie karmisz piersią. Bo miałaś być silna, a ciągle płaczesz. Bo zamiast cieszyć się z macierzyństwa, masz ochotę polecieć na Marsa i już z niego nie wrócić. Bo nie pokochałaś dziecka od pierwszej sekundy. Wybij sobie z głowy wszelkie samobiczujące myśli, że jesteś złą matką. Jesteś świetną matką, a w oczach swojego dziecka - najwspanialszą pod słońcem.

Zaakceptuj nowe ciało. Ogromne piersi, wystający brzuch, rozstępy. Czujesz rozpacz, gdy patrzysz na swoje odbicie w lustrze? Popatrz na nie jak na świątynię. Należy mu się podziw i szacunek za to, że poradziło sobie z tym niebywałym wyzwaniem, jakim jest ciąża i poród. Przyjdzie czas na wielkie postanowienia odnośnie ćwiczeń i diety. Połóg to nie jest odpowiednia pora na to. Aby dobrze czuć się we własnej skórze, nie zaniedbuj się. Codziennie umyj włosy, wklep krem do twarzy, nałóż tusz do rzęs. Naprawdę, takie drobiazgi potrafią diametralnie zmienić samopoczucie.


Zobacz również:
Jak przetrwać pierwszy miesiąc macierzyństwa?
Jak przetrwać poród?


6 komentarze:

Połóg: co mnie zaskoczyło?

14:24 Gosia Komentarzy: 9


Zdałam sobie sprawę, że brakuje na blogu jednego postu. Tego na temat połogu. Temat mi umknął. Może dlatego, że pierwsze tygodnie po porodzie do łatwych nie należały. Może wolałam o nich zapomnieć. Ale skoro to blog o ciąży i macierzyństwie, grzechem by było nie wspomnieć o połogu. Co mnie w nim zaskoczyło, męczyło i dręczyło?

Ból tyłka. Sorry, no muszę napisać wprost. Choć nacinana nie byłam, to i tak siedzenie nie należało do przyjemności. Siadałam raz na lewym, raz na prawym pośladku. Równocześnie na obu się nie dało, przez około dwa tygodnie. Sytuację ratowała poduszka z dziurą, którą z całego serca polecam, ale nie zawsze była pod ręką.

Karmienie do dupy. Wiem, że karmienie piersią może być piękne. Że więź, emocje i te sprawy. Ale niestety nic nie poradzę na to, że mi karmienie piersią kojarzy się wyłącznie negatywnie. Z trwającym dwa miesiące nieustannym nawałem pokarmu, ciągłymi zastojami w jednej, drugiej bądź obu piersiach równocześnie, których ukoronowaniem było zapalenie piersi, z ogromną frustracją związaną z próbami przystawiania wrzeszczącego dziecka. Mogło być pięknie i w ciąży nawet przez myśl mi nie przeszło, że nie będzie. Było do dupy.

Wkurw i płacz. W ciąży nie bywa lekko pod względem emocji. Ale w czasie połogu to już w ogóle armagedon. Jeszcze nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się wybuchnąć szlochającym płaczem w obecności innych osób i zalewać się łzami dobre kilkanaście minut. Powody były różne. Głównie wspomniane karmienie, ale nie tylko. Czasami dokuczało poczucie winy, że mam ochotę spakować walizkę i uciec, a przecież matce nie wypada tak myśleć (teraz już wiem, że to właśnie najczęściej matki myślą o ucieczce i jest to całkiem normalne odczucie).

Kryzys. Kiedy czytam/słyszę, że para decyduje się na dziecko, bo chce utrzymać związek, mam ochotę wybuchnąć śmiechem. Bo wiem, że nawet dla silnego i spokojnego związku narodziny dziecka są ogromnym wyzwaniem, a co dopiero dla takiego, który zaczyna się sypać. Zwykle w takim przypadku ciąża i poród to gwóźdź do trumny. U nas trumny nie było, ale nie było też różowo. Grunt to wiedzieć, że najgorsze kiedyś minie i wszystko wróci do normy, oczywiście pod warunkiem, że obie strony chcą zakasać rękawy i wziąć się za naprawę związku.

Tryb robota. Niedawno zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę z pierwszych tygodni po porodzie niewiele pamiętam. Oczywiście, pamiętam wspomniane problemy z karmieniem, baby blues, ból tyłka itp., ale reszta zasnuta jest mgłą. Słowo daję, nie wiem, jak Lenka spała w nocy i w dzień, czy spała dużo czy mało, czy były problemy z usypianiem. Nie pamiętam dokładnie pierwszych kąpieli czy spacerów. Wszystko zlewa mi się w jedną wielką plamę. Działałam na autopilocie: umyć się, zjeść, odciągnąć, nakarmić, przewinąć, uśpić i tak w kółko.

Ciało i fizjologia. Tym, co w tej kwestii najbardziej mnie zaskoczyło, to rozmiar biustu. Owszem, spodziewałam się, że trochę się powiększy. Ale nie aż tak. U męża zyskałam przydomek Pamela. Zaskoczył mnie też brzuch. Wiadomo, nie spodziewałam się, że po tygodniu wróci do dawnych rozmiarów. Ale nie spodziewałam się też, że po 1-2 miesiącach od porodu dalej będę wyglądać, jakbym była w ciąży. Połogowe krwawienie zaskoczeniem nie było: dość obfite, ale nie jakoś okropnie uciążliwe. Była nim natomiast... pierwsza miesiączka, która pojawiła się już po upływie 2,5 miesiąca od porodu. Jest zdecydowanie bardziej obfita niż przed ciążą, ale za to zwykle całkowicie bezbolesna.

9 komentarze:

Lenka: 10. miesiąc

18:38 Gosia Komentarzy: 9


Ostatnio zdałam sobie sprawę, że jeszcze tylko dwa miesiące i Lenka skończy roczek. ROCZEK!

Rozwój motoryczny
Ale póki co zleciał nam dziesiąty miesiąc. A zleciał bardzo intensywnie. Lenka potrafi stać bez żadnej podpory. Swoją drogą ciekawi mnie to, w jaki sposób dziecko dochodzi nagle do wniosku, że oto dzisiaj jest ten dzień, kiedy stawi czoło nowemu wyzwaniu. Bo tak właśnie, znienacka, pewnego dnia Lenka po prostu stanęła. Ale najlepsze będzie teraz: tego samego dnia, gdy stanęła bez żadnego podparcia, zrobiła trzy, całkowicie samodzielne kroczki. A było to 9 lutego. Lada chwila oczekujcie na blogu przepełnionego dumą wpisu pod tytułem: "Chodzi!".

Rozwój intelektualno-emocjonalny
Coraz wyraźniej zaznacza się uparty charakterek. Lenka wie, czego chce i potrafi się tego domagać. Szczególnie gdy dotyczy to puszczania bajek na telefonie. Jest bardzo towarzyska. Początkowo w gronie nowych osób chowa się w moich ramionach, ale już po chwili szczerzy się od ucha do ucha, pozwala się wziąć na ręce i bawi się z kim popadnie. Przyznam, że mnie to cieszy, biorąc pod uwagę żłobkowe plany. Jest to również potwierdzeniem, że potwór o nazwie "lęk separacyjny" na szczęście w końcu nas opuścił. 

Jest niezwykle ciekawska, co sprawia, że spacery stały się... koszmarem. Nie usiedzi w wózku. Z zazdrością spoglądam na matki, które spokojnie pchają wózek, w którym równie spokojnie siedzi sobie dziecko. Lenka wstaje, kuca, wychyla się. Nasze spacery wyglądają więc tak, że jedną ręką pcham wózek, a drugą asekuruję Lenkę, żeby nie wypadła (uprzedzam pytanie: przypięcie pasami kończy się wrzaskiem). Z niecierpliwością więc wyczekuję dnia, gdy zacznie sprawnie chodzić.

Mówi niewiele, głównie "babababa".

Dieta i sen
Lenka je już prawie wszystko. Wszystko tzn. to, co jest odpowiednie do jej wieku i w zasięgu jej możliwości. W menu są więc owoce (głównie jabłka, gruszki i banany), warzywa (kalafior, brokuł, ziemniak, marchew, burak, pomidor), mięso, ryby, jajka (już na szczęście nie muszę przemycać w zupie; gotuję na twardo i podaję w kawałkach), kasze (manna, jaglana, gryczana), makaron, ryż.

Ze snem średnio. Głównie przez zęby. W nocy budzi się więc kilka razy. W dzień też rewelacji nie ma: czasem jest tylko jedna 30-minutowa drzemka. Pada ze zmęczenia o 18 i zwykle o 18.30 już smacznie śpi.

Statystyki:
Waga: 8800 g
Wzrost: 73 cm
Ubranka: 74/80
Zęby: 2

9 komentarze:

6 zachowań Lenki, które upodabniają ją do kota

17:08 Gosia Komentarzy: 6


Kocha pudełka. Małe. Duże. Podłużne. Kwadratowe. Nieważne jakie. Ważne, że pudełko. Przewraca, popycha, ciągnie. A najchętniej siedzi w środku. Nie wiesz, czym zająć swoje dziecko lub swojego kota? Daj mu pudełko. Jakiekolwiek. Chwila spokoju gwarantowana.

Głaskanie tylko za pozwoleniem. Lenka nie jest typem przylepki. Pozwala się przytulić wtedy, gdy to ona ma na to ochotę. A kiedy to mnie nachodzi chęć na czułości, odpycha się rękami i nogami i domaga postawienia na podłodze.

Mleczko, ach, mleczko. Dość rzadko zdarza się, żeby Lenka grymasiła przy jedzeniu, ale jeśli już ma to miejsce, najłatwiej obłaskawić ją miską, tfu, butelką mleka.

Sokoli (czy raczej koci) wzrok. Dostrzeże na podłodze najmniejszy pyłek. A gdy ten pyłek przyciągnie już jej uwagę, potrafi bawić się nim przez kilka dobrych minut, trącając paluszkami.

Śpi na górze. W nocy, gdy Lenka wierci się i nie może znaleźć sobie miejsca, kładę ją sobie na brzuchu i głaszczę po grzbiecie. Po chwili zasypia.

Z dystansem do obcych. W obecności nowej osoby Lenka początkowo czuje się nieswojo. Patrzy z nieśmiałością i wtula się w moją szyję lub pod pachę. Dopiero po lepszym zapoznaniu nabiera odwagi i pozwala do siebie podejść.

6 komentarze:

Planujesz ciążę? Tylko nie mów, że nie ostrzegałam!

12:07 Gosia Komentarzy: 20



Twój mózg się kurczy. No, może nie dosłownie. Ale takie odnosisz wrażenie, bo nieustannie o czymś zapominasz, o wszystko się potykasz, ciągle coś upuszczasz. Zachowujesz się, jak po dwóch piwach, tyle tylko że bez piwa. Każdego dnia ciąży kolejna komórka w mózgu odmawia posłuszeństwa. Tak, to ta słynna siostra pregnezja.

Masz ochotę wszystkich powystrzelać. Jednego dnia chlipiesz ze wzruszenia, jakie to miałaś szczęście, że spotkałaś go (chłopaka/męża/narzeczonego) na swojej drodze. Następnego ogarnia cię jedno wielkie wkurwienie i pytasz wszystkich świętych, za jakie grzechy go na tej drodze postawili. Jednego dnia masz ochotę wszystkich przytulać, a następnego żałujesz, że nie masz pozwolenia na broń. Wpadasz ze skrajności w skrajność. Takiego emocjonalnego rollercoastera jak w ciąży nie doświadczysz nawet podczas najgorszego napięcia przedmiesiączkowego.

Sikasz, non stop sikasz. Może nie na samym początku, ale w trzecim trymestrze już na pewno. Parcie na pęcherz zaczynasz odczuwać już w chwili, gdy dopiero co skończysz go opróżniać. W dzień - do zniesienia. W nocy - poważnie rozważasz przeprowadzkę do toalety.

Seks? Jaki seks? Lekarz zachęca. Wszędzie czytasz, że można, o ile z ciążą wszystko w porządku. Problem w tym, że jakoś tak nieswojo czujesz się w trójkącie. A w drugiej połowie ciąży, gdy jesteś już słusznych rozmiarów, mizdrzącego się faceta masz ochotę pogonić sforą psów.

Fizjologia górą. Chrapiesz. Masz wzdęcia. Wymiotujesz. Nieustannie sikasz (patrz wyżej). Pocisz się i dyszysz przy najmniejszym wysiłku. Męczą cię zaparcia. Tak, w ciąży ciało pokazuje ci who is the boss.

Masz dość. Nawet jeśli przez całą ciążę czujesz się jak motylek fruwający nad łąką, to pod koniec i tak masz dość. Dziewięć miesięcy to długo. Na 2-3 tygodnie przed terminem jedyne, o czym marzysz, to to, żeby już po prostu było po wszystkim.

Planując ciążę, na pewno warto wiedzieć, jakie są rodzaje testów ciążowych, czym się między sobą różnią, na jakiej zasadzie działają. Mnóstwo przydatnych informacji znajdziesz tu: https://drogadosiebie.pl/test-ciazowy/.

Photo credit: http://snow.ipernity.com / Foter / CC BY-ND

20 komentarze:

Depresja czy niedobór witamin i minerałów?

17:40 Gosia Komentarzy: 16


Wykonanie najprostszej czynności wymaga ogromnego poświęcenia. Najchętniej położyłabyś się i... tak leżała. Czujesz zmęczenie i przygnębienie. Jesteś senna i osłabiona. Zaczynasz się zastanawiać, czy właśnie nie dopada cię depresja. A może przyczyna leży gdzie indziej?

Posiłki przygotowujesz w pośpiechu. Od kiedy w domu jest niemowlę, nie zwracasz uwagi na jakość potraw. Najważniejszy jest czas potrzebny na ich przyrządzenie: im krótszy, tym lepiej. Owoców i warzyw nie jesz prawie w ogóle. Czasem tylko przegryziesz jakieś jabłko. Ryby? Orzechy? Nie pamiętasz, kiedy ostatnio znalazły się w twoim jadłospisie.

Łatwo się domyśleć, że organizm nie otrzymuje tego, co powinien otrzymywać, aby sprawnie funkcjonować. Jeśli rzadko jesz ryby i orzechy, może brakować ci kwasów omega. Jeśli nie przestrzegasz zalecenia, aby spożywać pięć porcji owoców i warzyw dziennie (a pewnie nie przestrzegasz), możesz mieć niedobór potasu. Wystarczy dodać do tego typowo polską pogodę (sorry, taki mamy klimat) i prawdopodobnie jak zdecydowana większość rodaków cierpisz na przewlekły deficyt witaminy D.

Dlaczego wspominam akurat o tych składnikach? Bo to właśnie ich obecność w diecie jest warunkiem dobrego samopoczucia. Nie tylko fizycznego. Przede wszystkim psychicznego.

Magnez i potas. O magnezie nie będę się rozwodzić. Każda z nas wie, że jest bardzo ważny dla funkcjonowania układu nerwowego. Więcej uwagi chciałam jednak poświęcić potasowi. Minerał bardzo, ale naprawdę bardzo ważny. Dlatego dziwi mnie, czemu nie ma go w preparatach multiwitaminowych. A odpowiednia podaż potasu jest absolutnie niezbędna dla dobrego samopoczucia. Jego poziom łatwo spada np. na skutek picia kawy czy herbaty (czy ogólnie napojów moczopędnych). Potas wpływa na funkcjonowanie mięśni, w tym mięśnia sercowego. Często przy jego niedostatecznej ilości występują więc kołatania. Inne sygnały, że pora uzupełnić potas to: zmęczenie, stany depresyjne, nerwowość, wahania nastroju. Brzmi znajomo?

Kwasy omega. O kwasach omega mówi się wiele, głównie w kontekście korzystnego oddziaływania na układ krążenia. Warto jednak wiedzieć, że odgrywają również ogromną rolę w funkcjonowaniu układu nerwowego. Są pożywieniem dla mózgu. Co ważne, nasz organizm nie potrafi ich wytwarzać samodzielnie, trzeba więc kwasy omega dostarczać wraz z jedzeniem. Nie trzeba długo szukać, aby znaleźć wyniki badań, które wskazują, że niedobór kwasów omega wiąże się z występowaniem stanów depresyjnych. Badania te sugerują również, że zwiększenie ich podaży znacząco łagodzi tego typu symptomy. Sugeruje się, aby - w celu poprawy samopoczucia psychicznego - przyjmować dziennie 1000 mg kwasu EPA i 500 mg kwasu DHA (a więc w proporcji 2:1). Na etykiecie każdego preparatu z kwasami omega znajduje się informacja na temat ich zawartości.

Witamina D. Teoretycznie wystarczy przebywać codziennie 15 minut w pełnym słońcu, aby w organizmie wytworzyła się odpowiednia ilość witaminy D. Wiadomo jednak, że ze słońcem w naszej strefie klimatycznej różnie bywa. Należy wiedzieć, że witamina D jest nie tylko niezbędna dla mocnych kości, o czym mówi się najczęściej. Witamina D jest konieczna w procesie wytwarzania neuroprzekaźników: dopaminy i serotoniny (tak, tak, tych, które odpowiadają za nastrój i dobrostan psychiczny). Łatwo więc przewidzieć, że niedobór witaminy D ujawnia się w postaci zaburzeń nastroju. Nie bez powodu SAD, czyli depresja sezonowa, występuje w tych miesiącach, gdy słońca jest za mało. Jaka dawka witaminy D będzie odpowiednia? Ja przyjmuję codziennie 2000 j.m.

Jedna z czytelniczek poprosiła o informację nt. przyjmowania witaminy D przez mamę karmiącą piersią. Czy wtedy dziecku również należy ją podawać, czy wystarczy to, co otrzymuje razem z mlekiem? Oto, co znalazłam:

Naukowcy z University of South Carolina wykonali badanie, które wskazuje, że jeśli kobieta przyjmuje 6400 j.m. witaminy D, to dziecko wraz z jej mlekiem otrzymuje 800 j.m. tej witaminy. Jeśli kobieta przyjmowała 400 j.m. - dziecko otrzymywało wraz z mlekiem zaledwie 50 j.m. Z badania wynika więc, że gdy to mama przyjmuje suplement z odpowiednią (wysoką) dawką witaminy D, suplementacja w przypadku dziecka już nie jest konieczna. We wnioskach napisano: jeśli przyjmowana przez kobietę dawka wynosi 6000 j.m. (a więc dość dużo), nie należy dodatkowo podawać witaminy dziecku. Jeśli natomiast jest to mniej niż 5000 j.m., należy podawać. (źródło: www.vitamidcouncil.org).

Rola wymienionych substancji to temat rzeka. Starałam się bardzo, bardzo zwięźle nakreślić, w jaki sposób ich niedobory oddziałują na samopoczucie. Nerwowość, zmęczenie, płaczliwość, przygnębienie, brak sił - takie objawy mogą nam dokuczać, gdy substancji tych jest za mało. Oczywiście, najlepszym rozwiązaniem jest zdrowa dieta. Wiem jednak, jak wygląda codzienność młodej mamy i czasem, niestety, łatwiej jest sięgnąć po tabletkę, niż pamiętać o pełnowartościowych posiłkach.

Powyższy wpis nie zastąpi konsultacji lekarskiej. Przewlekłe zmęczenie może być m.in. objawem chorób tarczycy czy właśnie depresji. Pisząc post, opierałam się na osobistym doświadczeniu i powszechnie dostępnych źródłach informacji (m.in. Psychology Today). Jeśli karmisz piersią, koniecznie skonsultuj się z lekarzem przed rozpoczęciem suplementacji!

16 komentarze:

4 ulubione (nie)zabawki Lenki

15:31 Gosia Komentarzy: 25


Pilot. Nie wiem, co w nim niezwykłego. Ale bez wątpienia ma to COŚ, co przyciąga Lenkę niczym magnes. Może te guziczki? Może te kanty, które tak fajnie drapią dziąsła? A może ten poręczny kształt, który sprawia, że tak dobrze się go trzyma i tak cudownie nim rzuca? Tak czy siak: pilot do telewizora jest u nas absolutnym (nie)zabawkowym hitem.

Pantofle. Ale nie jakieś tam pantofle. Koniecznie moje. Jak tylko zobaczy, że leżą bezczynnie na podłodze, podbiega (czy raczej podczworakowuje), bierze do rączek i oczywiście wkłada do buzi. Zresztą, nawet nie muszą leżeć bezczynnie. Kiedy mam je na stopach, Lenka je zdejmuje i robi to, co powyżej.

Buty. Średnio pięć razy dziennie rozrzuca je po całym korytarzu. Ja średnio pięć razy dziennie układam je z powrotem na szafce. Chyba że akurat mam dzień ogólnej rozlazłości i do układania przystępuję, dopiero gdy pójdzie spać. Tak z psychologicznego punktu widzenia zastanawiam się, czy to już na tym etapie ujawnia się słynna kobieca słabość do obuwia.

Blaszany garnuszek. Który robi mnóstwo hałasu, gdy uderza się nim o kuchenne płytki. Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego Lenka go uwielbia, a ja najchętniej włożyłabym sobie stopery do uszu?

25 komentarze:

Wyniki konkursu fotograficznego

08:40 Gosia Komentarzy: 4


Dziękuję za wszystkie nadesłane zdjęcia. Choć wszystkie były wspaniałe, moje serce skradło to wykonane przez M. Poznańską. I to do niej powędruje książka.


Gratuluję i proszę o kontakt.

G.




4 komentarze:

Zespół Niespokojnych Nóg (RLS) w ciąży

12:59 Gosia Komentarzy: 25


Niedawno mocno się zirytowałam, gdy przeczytałam pewną wypowiedź. Wypowiedź, która sugerowała, że Zespół Niespokojnych Nóg (RLS - Restless Legs Syndrome) jest marketingowym wymysłem.

Choć nazwa może brzmi zabawnie, to sama dolegliwość zabawna nie jest. I tak - istnieje naprawdę. Wiem, bo miałam nieprzyjemność doświadczyć jej pod koniec (chwała, że dopiero pod koniec!) ciąży. Okropne uczucie, trudne do opisania. Niemożliwe do opanowania mrowienie nóg. Tak jakby wtłoczyć w żyły Coca-Colę, która krąży i krąży, i buzuje. RLS jest tym bardziej uciążliwe, że pojawia się wtedy, gdy człowiek chce odpocząć. Zamiast spać, odczuwa potrzebę nieustannego ruszania nogami. Można wpaść w rozpacz.

Gdy nagle, znienacka RLS dopadło mnie w ciąży, do razu wiedziałam, że to TO, bo kilka miesięcy wcześniej pisałam na temat syndromu artykuł. Wiedziałam też niestety, że nie ma na niego lekarstwa. Dokładne przyczyny też nie są znane. Być może niedobór żelaza (stąd zdarza się, że pierwszy atak RLS przypada na czas ciąży). Być może geny. Być może nie wiadomo co. Pocieszała mnie jedynie myśl, że - jak pisało większość mam, które doświadczyły tego samego - RLS mija po porodzie. I faktycznie - minęło.

Jestem pełna współczucia dla osób, które z Zespołem Niespokojnych Nóg zmagają się latami. Skutki chronicznej bezsenności łatwo sobie wyobrazić. Współczuję, bo nie ma skutecznego lekarstwa. A każda choroba, której przyczyn się nie zna i na którą nie ma sposobu, jest wyniszczająca psychicznie. Nawet taka, która w pierwszym odruchu może wydawać się błaha.

Moją irytację wzbudziła też inna kwestia. Od pewnego czasu reklamowany jest środek, który ponoć cudownie likwiduje RLS. Już widzę tabuny chorych, wykupujących go w aptece. Tymczasem wystarczy spojrzeć na skład: żelazo, magnez, witamina B6, B12 i C. Tak, dobrze czytacie. Magiczne remedium na RLS to zwykły suplement, jakich wiele. Nie dajcie się nabić w butelkę!

25 komentarze: