Oswajanie dziecka z nianią - jak to wygląda w praktyce?

14:10 Gosia Komentarzy: 8


Wiedziałam, że nie będzie łatwo. A wiedziałam to dlatego, że Lenka spędza ze mną 24 godziny na dobę. Popołudniami wprawdzie towarzyszy nam tata, ale mimo wszystko to ja, jak to matka, stanowię centrum Lenkowego wszechświata. Domyślałam się więc, że pojawią się protesty, gdy będę podejmować próby wprowadzenia na orbitę kogoś nowego, kto będzie musiał mnie zastąpić przez część dnia.

Pierwszy dzień nastroił mnie optymistycznie. Lenka powitała nianię z lekkim uśmiechem, podążyła za nią do pokoju i zatraciła się w zabawie. Drugiego dnia nie było już tak kolorowo. Każda próba ukrycia się w drugim pokoju (czyli w moim "biurze") kończyła się rozdzierającym me serce płaczem. Wtedy dotarło do mnie, że pozytywna reakcja z pierwszego dnia wynikała po prostu z ciekawości, z faktu, że pojawił się ktoś nowy, z kim można poprzerzucać klocki. Ale gdy z kolei do Lenki dotarło, że ten ktoś ma być już codziennie, i to w zamian za mnie - niebo zasnuło się ciemnymi chmurami, poleciały pioruny i generalnie zrobiło się ponuro. Mówiąc wprost: było dużo płaczu.

A ja w tym wszystkim bezradna i równie zagubiona jak Lenka. Przez kilka dni postępowałam zgodnie z zaleceniami: "bądź razem z nianią i z dzieckiem przez 2-3 godziny, a potem zajmij się swoimi sprawami". Szło dobrze, do fragmenty "zajmij się swoimi sprawami". Po tygodniu zrobiłam coś, za co przeklną mnie pewnie rodzice bliskości: zamknęłam się w pokoju, słuchając szlochu Lenki i powstrzymując się przed wybiegnięciem i przytuleniem jej do siebie.

I choć może się to wydawać drastyczne - pomogło. 

Nie mogę powiedzieć, że teraz idzie już jak z płatka. Każdego ranka, gdy Lenka słyszy domofon i wie, że nadchodzi pora rozstania, wyciąga do mnie rączki. Ale staram się nie robić wyjątków, nie łamać rytuału: przychodzi niania, ja tulę Lenkę na pożegnanie i idę do swojego pokoju. Po chwili Lenka rzuca się w wir zabawy. A już przeszczęśliwa jest, gdy wychodzi z nianią na plac zabaw.

Moja rada na oswojenie dziecka z nianią? Być blisko, wspierać, ale prędzej czy później trzeba się po prostu schować.

8 komentarzy:

  1. Nie rozważam niani, ale jak przyjeżdża do nas moja mama to ubolewam nad tym, że nie mam własnie się gdzie schować, żeby popracować. I wcale nie chodzi o to, że synek lgnie do mnie, tylko do komputera, który jest wtedy włączony ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadza się, że trzeba się schować ;) dla nikogo nie jest to łatwe, dla maluszka, dla mamy i.dla niani też. Po jakimś czasie już będzie lepiej, choć trudno jest gdy.mama za ścianą, a dzieci migiem zapamiętują ;)
    Pozdrawia niania.

    www.swiat-wg-anuli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. to i tak że możesz być blisko, bo za ścianą. Ja pewnie po roku czasu będę musiała zniknąć na całe 8 godzin - no chyba że przez ten czas rozkręcę jakiś swój biznes ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobre podejście! Sama byłam jakiś czas temu nianią i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że rozstanie z dzieckiem jest bardzo trudne... Początkowa kontrola nie zaszkodzi, a tylko pomoże - staniesz się spokojniejsza, wiedząc, że maluszkowi nic nie jest. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oby każdego dnia było lepiej. A na pewno tak będzie :) A tak z ciekawości - pomaga Ci w pracy to, że jesteś za ścianą i teoretycznie cały czas dostępna, czy jednak wolałabyś pracować poza domem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, już tak przyzwyczaiłam się do pracy w domu, że nie wyobrażam sobie inaczej :) Na razie na szczęście Lenka nie dobija się w ogóle do drzwi, więc generalnie mam spokój. Właściwie, jak zamykam się ok. 8, to potem widzi mnie na chwilę tylko ok. 10 i potem o 14.

      Usuń
  6. Boję się tego momentu, kiedy trzeba będzie wrócić do pracy a Synek będzie musiał zostać pod opieką niani.... mam nadzieję, że dzielnie to zniesie :)
    życzymy powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo ciekawe podejście do relacji niani z dzieckiem.

    OdpowiedzUsuń