"Dziecko dla odważnych" Leszek K. Talko

17:23 Gosia Komentarzy: 14

Śpi, je, wymiotuje i robi kupę. I tak w kółko. A kiedy nieco podrośnie, bałagani, manipuluje, przeklina i wymusza cukierki. Kto? Dziecko. I choć zdecydowana większość przyszłych rodziców w duchu składa sobie przyrzeczenie, że ich pociecha z pewnością będzie uosobieniem słodkości i dobrego wychowania, to zwykle rzeczywistość złośliwie weryfikuje wszelkie plany. „Dziecko dla odważnych” Leszka K. Talko to pełen autoironii opis tego, jak taki brzdąc potrafi zamienić życie w szkołę przetrwania, a mieszkanie – w pole bitwy.

Książka wpisuje się w coraz popularniejszy nurt mówienia o rodzicielstwie w sposób pozbawiony różu i lukru, czyli jednym słowem – prawdziwy. Dotychczas wypowiadały się zwykle matki, tym razem jednak swoje perypetie postanowił opisać nieco zagubiony i – przepraszam autora, jeśli natrafi na tę recenzję – ciapowaty ojciec. A opisuje je niezwykle lekko i błyskotliwie. Co jednak nie łagodzi szoku, jakiego może doznać czytelnik, który wszystko ma dopiero przed sobą. Okazuje się, że legendy o nieprzespanych nocach nie są wymysłem, lecz najprawdziwszą prawdą, że dziecko potrafi przeżyć, jedząc wyłącznie parówki i lizaki oraz że kiedy tylko nauczy się pierwszych słów, staje się mistrzem manipulacji. O ile jedynaka można jeszcze jakoś okiełznać, to surwiwal zaczyna się, gdy dołącza do niego druga istota. Do wymienionych wyżej atrakcji dodać wówczas trzeba nieustanne walki o uwagę rodziców, zabawki i słodycze. Czy więc warto sięgnąć po „Dziecko dla odważnych”, czy może lepiej darować sobie taki wstrząs?

Bez wątpienia – warto. Ale pod jednym warunkiem: zaczynając lekturę, trzeba pamiętać o dystansie i poczuciu humoru. Czytając „Dziecko dla odważnych”, można pękać ze śmiechu, o ile zawartych w nim opisów nie będziemy traktować zbyt poważnie. Co ważne, wbrew pozorom książka pokazuje coś więcej niż tylko ciemne strony ekstremalnego przeżycia, jakim jest rodzicielstwo. Uświadamia, że każde dziecko jest indywidualnością i niekoniecznie będzie pasować do wzorca, jaki kreują dostępne na rynku poradniki. To zawarte w nich wskazówki trzeba przesiewać i dobierać do dziecka, nigdy na odwrót. „Dziecko dla odważnych” pokazuje, że nie ma takiego tworu jak „idealny rodzic”, każdy popełnia błędy i nie można mieć z tego powodu poczucia winy. Rodzic powinien być przede wszystkim elastyczny. Losy bohaterów książki – autora i jego żony, Moniki – są również dowodem na to, że pojawienie się nowego członka rodziny jest często testem na prawdziwą przyjaźń, który przechodzą tylko nieliczni, zwykle ci, którzy są w podobnej sytuacji.

Polecam książkę zarówno tym, którzy dopiero zostaną rodzicami, jak i tym, którzy mają już w swoich domach jednego bądź kilku brzdąców. W pierwszym przypadku „Dziecko dla odważnych” przygotowuje na to, co może – ale nie musi! – stać się naszym udziałem. W drugim natomiast może być źródłem... pocieszenia. Być może opisy zostały przejaskrawione po to, aby umęczony rodzic po przeczytaniu ostatniej strony pomyślał z ulgą: „uff, czyli u mnie jeszcze nie jest tak najgorzej”.

Tytuł: Dziecko dla odważnych. Szkoła przetrwania
Autor: Leszek K. Talko
Wydawnictwo i rok wydania: Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, Kraków, 2014

Książkę otrzymałam do recenzji dzięki uprzejmości wydawnictwa Znak.

G.

14 komentarzy:

  1. Wszystko, poza jednym zdaniem, wygląda fajnie: chodzi mi o manipulację. Dzieci nie manipulują rodzicami, nie mają takiej zdolności to my ich uczymy pewnych zachowań :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak, zgadza się, dzieci wszystkiego uczą się od rodziców :) uczą się też manipulacji, więc... w konsekwencji same też manipulują ;)) oczywiście są to manipulacje przez małe "m", jak np. przekonanie rodzica, żeby zgodził się na cukierka przed snem ;)

      Usuń
    2. Hmm, no nie wiem czy nazwałabym to manipulacją... Raczej rozbestwieniem i rodzajem naciągactwa. Nie mogę zapomnieć jak mi jedna znajoma mama dwóch dziewczynek (5 i 10 lat) powiedziała, jak została opieprzona przez panią psycholog, kiedy poskarżyła się, że młodsza nią manipuluje... Jest ponoć dobra książka (po którą kiedyś sięgnę, ale póki co za wcześnie) m.in. na ten temat: "Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby do nas mówiły").

      Usuń
    3. Ja się zgodzę, że maleństwa nie manipulują, tylko zgłaszają swoje potrzeby. Ale im dziecko starsze... taki solidny kilkulatek jest w stanie łyknąć, co i kiedy mu się opyli.
      "Manipulacja - celowo inspirowana interakcja społeczna mająca na celu oszukanie osoby lub grupy ludzi, aby skłonić je do działania sprzecznego z ich dobrem, interesem" (wiki) - myślę, że są dzieci, które są w stanie to ogarnąć.

      Usuń
    4. Ale fakt, najczęściej są po prostu rozbestwione. Och, jak sobie przypomnę takiego gagatka jednego... wrrr...

      Usuń
  2. Bardzo lubię książki tego autora. Jego ironia, dystans i szczerość sprawiają, że chętnie sięgam po kolejne. Ogromny plus za humor, z jakim opisuje często trudne sytuacje, z jakimi zmagają się wszyscy rodzice.

    OdpowiedzUsuń
  3. nie znam ani książki, ani autora za to dobrze znam jego doświadczenia;) Gdyby nie to, że wystarczy mi autopsja z pewnością czułabym się zachęcona Twoją recenzją do lektury:) pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciapowaty tata, który żywi dziecko parówkami i lizakami :D
    Ja mam taki nawał książek (zamawiałam bez opamiętania, a jak się okazuje, niektórzy sami przysyłają :)), że tego typu lektury zostawię na momenty, gdy potrzebne mi będzie potwierdzenie, że uff, a inni mają gorzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że ja w ciągu ostatnich dwóch tygodni nakupiłam chyba z 15 książek ;) Oczywiście wszystkie o porodzie, wychowywaniu, noszeniu itp. itd. Tylko ciekawa jestem, czy właśnie te wskazówki z poradników uda nam się zastosować w przypadku naszych dzieci ;)

      Usuń
    2. To inna sprawa. Wychodzę z założenia, że im więcej się dowiem, tym więcej opcji będę widziała podczas weryfikowania rzeczywistości. Bo wiadomo, że książkowo nie będzie i grunt nie mieć o to do siebie żalu. :)

      Usuń
  5. Zachęciłaś mnie do kupna tej księżki już samym pierwszym zdaniem ;)
    A jeśli jest to książka autoironiczna - tym chętniej ją przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam wrażenie, że nastąpiła moda na narzekające książki o dzieciach. Bardziej przekonują mnie to w których piszą o tym jak być rodzicem na luzie, mieć kochane i kochające dzieci nie odmawiając sobie przyjemności, życia towarzyskiego i minimalizując stress. Dostaliśmy świetną książkę "Być rodzicem i nie skonać", podoba mi się, że nikt w niej nie narzeka na trudy rodzicielstwa, tylko "bierze się do roboty" i radzi jak je opanować;)
    Trzeba szukać rozwiązań! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to prawda :) dlatego tak jak pisałam - do takich książek trzeba podchodzić z przymrużeniem oka i traktować je jako rozrywkę. Zresztą raczej z takim zamiarem są pisane. Nie są to typowe poradniki, lecz przyjemne, lekko przejaskrawione opowiastki :)
      Dodaję "Być rodzicem i nie skonać" do listy książek do przeczytania :)

      Usuń
  7. Pewnie ją kiedyś kupię.
    Zachęciłaś mnie :)
    Pozdrawiam
    http://czekamynacud.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń